Menu

środa, 5 listopada 2014

Skrzynki i palety - DIY


Pewnie jestem już setną osoba, która porusza temat bardzo popularnych w ostatnich czasach mebli ze skrzynek i palet, które dostając drugie życie towrzą nieraz bardzo stylowe i ciekawe meble. Oczywiście nie ma co się oszukiwać, nie każda paleta będzie dziełem sztuki, jakość i wykonanie również mają znaczenie :) Pogrzebałam trochę w internecie i chciałam pokazać kilka rozwiązań, które przypadły mi do gustu.

Na pierwszy ogień idą skrzynki, Mogą być to skrzynki po owocach, po winie, można też znaleźć gotowe skrzynki dekoracyjne. Bardzo podoba mi się pomysł biblioteczki na książki, sama mam zamiar sobie taką sprawić. Poniżej kilka propozycji ustawień.









Bardzo fajnie prezentują się także stoliki lub szafeczki ze skrzynek, mogą być na kołkach, na nóżkach lub po prostu stojące bezpośrednio na ziemii.






Kolejnym materiałem wartym uwagi są palety. Świetnie nadają się do stworzenia półek, stolików, łóżka, a także mebli ogrodowych.














czwartek, 17 kwietnia 2014

Nextbike, czyli rower miejski

Przy okazji wyjazdu na Półmaraton mieliśmy okazję spędzić trochę czasu w stolicy, a że pogoda bardzo nam dopisała, to mogliśmy spędzić dużo czasu na świeżym powietrzu (co lekko wydaje się absurdem podczas spędzania weekendu zatłoczonej Warszawie). Komunikacja miejska nie zachęca w słoneczne dni, przepełnione tramwaje, spoceni ludzie... A skoro świeci słońce, to czy może być coś przyjemniejszego niż spędzanie czasu na zewnątrz? Z radością więc skorzystaliśmy z cudownego wynalazku jakim są rowery miejskie. 


Warszawa posiada 173 stacje rowerowe i 2650 rowerów. Rower miejski funkcjonuje już trzeci sezon i cieszy się bardzo dużym zainteresowaniem. Pozwala na szybsze i przyjemniejsze przemieszczanie się na niewielkich dystansach. Z pewnością pomaga uniknąć kiszenia się w tramwaju, albo stania w korku, a do tego jak każdy wie - ruch to zdrowie :)


System jest bardzo prosty w użyciu - należy zarejestrować się na stronie Nextbike aby korzystać z rowerów we wszystkich miastach w których działa ten system.Trzeba podać numer telefonu, na który otrzymamy PIN do logowania się, a także uiścić opłatę "inicjalną" wysokości 10 zł. Kwota ta wystarczy aby wypożyczyć rower, jednak należy pamiętać, że jeżeli na koncie będziemy mieli mniej niż 10 zł, niestety konto będzie nieaktywne i roweru nie wypożyczymy - aby móc wypożyczyć rower, na naszym koncie musi znajdować się conajmniej 10 zł, więc jeżeli chcemy skorzystać z roweru kilka razy, lepiej mieć pewien zapas :) 

Ceny w Warszawie są bardzo przystępne. Otóż do 20 minut użytkowania roweru nie płacimy zupełnie nic (czas liczy się od momentu odbezpieczenia roweru do zwrócenia w stacji). Powyżej 20 minut do 1 godziny zapłacimy już, ale tylko 1 zł. Kolejna godzina kosztuje 3 zł, tzn. jeżeli użytkujemy rower do dwóch godzin zapłacimy 1 zł (za pierwszą godzinę) + 3 zł (za drugą godzinę) = 4 zł.

Trzecia godzina kosztuje już 5 zł, a czwarta i kolejne 7 zł. Tak więc łatwo można zauważyć, że opłacalne jest korzystanie z roweru w krótkich okresach czasu. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, aby zwracać rower po 20 minutach czy też 1 godzinie i wypożyczać nowy ;)

Wypożyczenie roweru również jest bajecznie proste - podczas rejestracji zostanie nam przesłany zarówno na telefon jak i na maila kod PIN. Aby wypożyczyć rower korzystamy z terminala, wybieramy opcję "wypożycz rower", wprowadzamy swój numer telefonu, kod PIN, a następnie numer wybranego roweru. Po chwili zamek w stacji dokującej powinien puścić, a my możemy cieszyć się jazdą :)


Podczas pobytu w Warszawie praktycznie cały czas poruszaliśmy się na rowerach, którymi osobiście byłam absolutnie zachwycona. Niestety nie posiadam swojego roweru, a kupno w tej chwili nie jest możliwe ze względów finansowych. Dlatego też marzeniem jest, aby taki sam system powstał w Trójmieście. 

Aktualnie od zeszłej jesieni Nextbike funkcjonuje w Sopocie jako Rower Trójmiejski, ale zupełnie nie zachwyca swoim istnieniem. Dlaczego? Raptem 8 stacji dokujących, rozmieszczonych tylko na terenie Sopotu (tak więc na krótki czas wypożyczenia nie można zapuścić się na dalsze trasy po trójmiejskich drogach rowerowych), i przeraźliwie wysokie ceny. Rower swoją egzystencją ma zachęcać do wybrania go jako alternatywę dla przejazdu autobusem. Jeżeli porównując Warszawę - zamiast 20 minut za darmo, albo 1 zł za godzinę, mam zapłacić w sezonie za każdą godzinę 8 zł (!), to wolę jechać autobusem za 1,50 zł... 

Sopocianie mają tu pewien przywilej, ponieważ płacą o połowę mniej, niektórzy nawet do 20 minut mają przejazd za darmo. Ale moim zdaniem mija się to z celem. Zwłaszcza, że każdy wie jaką mamy średnią wieku w poczciwym Sopocie. Jedynym plusem jest wykupienie abonamentu za 12 zł, gdzie przez okres 30 dni możemy poczuć się jak rodowity Sopociak i jak on przez 20 minut jechać za darmo. Co nam innego zostaje, tak czy siak bardziej się to opłaca niż jazda za 8 zł ;] Mimo zalet abonamentu - to kolejne pieniądze, które musimy zapłacić. 

Ponoć w planach ma powstać Rower Trójmiejski - rzeczywiście trójmiejski, czyli wspólny dla Gdańska, Gdyni i nie tylko, ale plany snują się już jakiś czas, a władza zastanawia się, czy taka inwestycja jest potrzebna. Ze względu na turystyczny charakter Trójmiasta i ilość tras rowerowych, z pewnością rowery cieszyłyby się wielkim powodzeniem zarówno wśród turystów jak i mieszkańców, o ile ceny nie zbijałyby z nóg i byłyby zbliżone do warszawskich. Ja niecierpliwie czekam na dzień, kiedy będę mogła wypożyczyć rower i udać się na zakupy, na plażę, czy też po prostu przejechać się dla przyjemności. 

Trójmiasto - czekamy na rowery!



niedziela, 13 kwietnia 2014

Półmaraton Warszawski

Półmaraton już za nami! Minęło już sporo czasu, a ja nie mogę się zebrać, żeby napisać o wrażeniach z tego wydarzenia. Mogę to zrzucić na lenistwo, no ale też troszkę na fakt, że zaczęłam nową pracę, a mój nieprzyzwyczajony do rannego wstawania organizm nadzwyczajniej w świecie broni się przed jakąkolwiek aktywnością umysłową i fizyczną (wstyd przyznać, ale od Półmaratonu bieganie idzie mi bardzo słabo - taki ze mnie sportowiec!). Ale to nie znaczy, że minęła mi chęć! O nie, niebawem wracam :)

Cały wyjazd do Warszawy uważam za udany i w pełni wykorzystany, chociaż przydałby się jeszcze dzień lub dwa. Cały weekend mieliśmy świetną pogodę, która sprzyjała spędzaniu czasu aktywnie na dworze. W piątek odwiedziliśmy Stadion Narodowy w celu odebrania pakietów startowych. Mieliśmy również możliwość wejścia na trybuny Stadionu - muszę powiedzieć, że nasz Narodowy robi wrażenie :)


Na terenie stadionu wystawiona była duża plansza "racebook", na której wypisane były wszystkie imiona i nazwiska startujących osób.


Różne firmy produkujące odzież biegową, odżywki, czy też inne bajery miały rozstawione swoje stoiska.


Sobotni przeddzień biegu spędziliśmy śmigając po Warszawie na rowerach miejskich Veturilo, odwiedziliśmy Decathlon, ponieważ okazało się, że zapomnieliśmy kilku rzeczy. Udaliśmy się również do Muzeum Powstania Warszawskiego.


Na koniec rowerowo zwiedziliśmy niesamowicie zatłoczoną starówkę Warszawy, w sumie przebyliśmy 20 km, co na koniec wydawało się bardzo słabe, ponieważ nogi odczuły lekkie zmęczenie.


Kolejnego dnia musieliśmy wstać rano, ponieważ bieg zaczynał się o 10:00, a trzeba było stosunkowo wcześnie zjeść jakieś delikatne śniadanie i dojechać na miejsce. Most Poniatowskiego był zamknięty dla ruchu tramwajowego, więc jedynym rozwiązaniem była jazda Szybką Koleją Miejską. W takim tłoku dawno nie jechałam, pociąg przypominał japońskie metro - brakowało tylko upychaczy ;) Na szczęście jazda trwała kilka minut. Na stacji można było zauważyć tłumy ludzi zmierzające w kierunku Stadionu Narodowego, gdzie cały teren zamienił się w małe miasteczko biegowe.

Szatnie umieszczone były na parkingach pod stadionem, znajdowały się tam też punkty masażu (oblegane po biegu - ja niestety nie skorzystałam). Po szybkiej (i stanowczo zbyt słabej!) rozgrzewce ustawiliśmy się na starcie na 10 minut przed godziną 10. O godzinie startu o dziwo nic nie usłyszeliśmy (musieliśmy stać na tyle daleko), poza tym w pierwszej kolejności ruszała tura liderów, a po kilku minutach reszta. Tak czy siak, nie słyszeliśmy ani jednego, ani drugiego wystrzału, musieliśmy stać zbyt daleko. Myślałam, że coś się opóźnia, ponieważ wszyscy jak stali, tak stali. O 10:15 tłum się w końcu ruszył, a jak się później okazało, rzeczywiście różnica między czasem brutto, a netto wynosiła te 15 minut. Czyli aż tyle czasu było trzeba, żeby ruszyć z miejsca, chyb musieliśmy stać na samym końcu :P

Początek biegu jak można się domyślać polegał na truchtaniu w tłumie ludzi. Wszystko byłoby fajnie, ale dopadł mnie ból łydek, a następnie drętwienie stóp. Nie wiedziałam skąd się to bierze, ponieważ buty miałam zawiązane tak jak zawsze, niezbyt ciasto, a skarpetki kompresyjne były już testowane i dobrze się sprawdziły. Po 7 kilometrach, gdy byliśmy już na Wisłostradzie, zeszłam z trasy i zdjęłam buty - od razu nogi poczuły ulgę. Na szybko rozluźniłam sznurówki, ściągnęłam w dół skarpetki i ruszyliśmy dalej. Po jakimś czasie nogi doszły do siebie i już odzyskałam spokój -  mogłam biec :) Tutaj zdjęcia w granicach 5-6 kilometra, gdzie czekali na nas bliscy i cykali nam zdjęcia.





Mimo, że słońce smażyło i było jak na patelni, to biegło się dość przyjemnie, bardzo pomagały wody i izotoniki na trasie (można było załapać się nawet na całe butelki). Najbardziej zabójczy okazał się podbieg na Agrykoli mający około 500 metrów, połowa ludzi szła, nam udało się cały przebiec, ale w tym punkcie siły znacznie opadły. Granice 17 kilometra wydawały się już tak bliskie mety, że nie zwracało się już uwagi czy coś boli, czy nie boli :)


Myślę, że najtrudniejszy był już 19 kilometr, było południe, słońce na moście niesamowicie smażyło, a mimo że było się już przy Stadionie to do mety zostawały jeszcze ponad 2 kilometry. Ale siła jeszcze była więc biegliśmy dalej. Na kilometr przed metą stały co jakiś czas motywujące tabliczki, które dosłownie zmuszały człowieka to przyspieszenia, nie mam pojęcia skąd znalazłam na koniec jeszcze tyle sił, żeby przyspieszyć. "Boli? Musi boleć!" - w sumie racja :)




Widząc metę, w głowie pojawiła się myśl: "Dałam radę!", dodatkowo widok kibicujących bliskich wywołał duże wzruszenie, nie udało powstrzymać się łez - ze zmęczenia czy szczęścia - to już ciężko ocenić. Na mecie dostaliśmy wodę, izotonik i foliowe worki od Adidasa, które idealnie trzymały ciepło i nie pozwoliły przegrzanemu organizmowi zziębnąć.


 Bieg ukończyłam z czasem 2 h 15 min 43 sek - czyli praktycznie tyle ile planowałam ;)

Tu prawie 4 godzinna relacja z biegu na YouTubie: KLIK! - 2:40:40 wbiegam na metę.

Każdemu polecam udział w takich imprezach, niesamowite wrażenia i satysfakcja. To teraz czas na ..... maraton? 

czwartek, 10 kwietnia 2014

Kabanosy w cieście francuskim

Dziś kolejny przepis z serii szybko, prosto i smacznie. Idealne na przekąskę w domu, a także na imprezę. Do wykonania w wielu wariantach smakowych - dla każdego coś dobrego :)


Składniki:
kabanosy (cienkie, grube - do wyboru)
ser żółty
ciasto francuskie
ketchup (lub też sos np. meksykański)
zioła prowansalskie, oregano, sezam
jajko


Arkusz ciasta rozkładamy na blacie i przecinamy na pół. Jedną z części smarujemy sosem i posypujemy drobno startym serem i ziołami. Następnie nakładamy drugą połowę ciasta, posypujemy ją sezamem i całość dociskamy, aby kawałki się skleiły.


Ciasto kroimy na cienkie paski, owijamy je wokół kabanosów i smarujemy roztrzepanym jajkiem.


Zawijaski pieczemy w nagrzanym do 180 stopni piekarniku przez ok. 15 minut do momentu aż się ładnie zarumienią.


Gotowe! Są smaczne zarówno na ciepło, jak i na zimno :)


Zdjęcia niestety nie są zbyt artystyczne i zachęcające, jak to powinno być, ale niestety ciężko zrobić coś fajnego aparatem z telefonu przy tak słabym świetle... Może kiedyś zdobędę lepszy sprzęt :)


środa, 9 kwietnia 2014

Cherimoya

Do napisania tego posta zmotywowało mnie moje nowe owocowe odkrycie. W drodze z pracy wstąpiłam do naszego osiedlowego warzywniaka, w którym jest bardzo duży wybór i zawsze można dostać świeże warzywa i owoce. Udałam się tam w celu zakupu bananów, ale to nie o nich jest tu mowa ;) 


Obsługująca mnie Pani zaproponowała mi tajemniczy owoc o nazwie Cherimoya. Nic mi to nie mówiło, więc poprosiłam o małą charakterystykę. Jedna sztuka kosztowała 3,80 zł (jak na jedną sztukę takiego małego owocu jest dość drogo). Pani powiedziała, że smak tego owocu porównuje się do smaku truskawek z bitą śmietaną (a jak dla niej bardziej gruszki z bitą śmietaną) i nie powiem, że to porównanie mnie zaintrygowało i postanowiłam spróbować. Jakie wnioski? Może najpierw kilka informacji z przeprowadzonego przeze mnie researchingu ;)


Cherimoya pochodzi z Ameryki Południowej, ale uprawiana jest ponoć także w Ameryce Środkowej, Azji Południowej, Kaliforni, południowej Andaluzji (Hiszpania) oraz Kalabrii (Włochy). Jest ona owocem drzewa wyrastającego nawet na 8 m wysokości, zwanego Flaszowcem Peruwiańskim.


W Polsce owoc jest niestety bardzo rzadko spotykany. Podobno jest najlepszy do spożycia gdy skórka jest miękka i robi się czarna. Jak moje wrażenia? 

MNIAM!


Cherimoya jest słodka i mięsista, smakiem rzeczywiście można porównać ją do bitej śmietany. Jeden mały owoc spokojnie zaspokaja zapotrzepowanie na deser :) Jest ona bardzo zdrowa ze względu na zawartość witamin C i B6, a ponadto małokaloryczna - zaledwie 75 kcal na 100 gram! Zawiera ona minimalną ilość tłuszczów i białek. Przy spożyciu trzeba jedynie uważać na dośc duże czarne pestki. Owoc ma cieniutką skórkę z której trzeba go obrać przed spożyciem (no chyba, że decydujemy się na wyjadanie miąższu łyżeczką) :) 


Gdyby udało się Wam kiedyś trafić na ten owoc, polecam spróbować!


niedziela, 6 kwietnia 2014

Pizzerinki z ciasta francuskiego

Dziś szybki przepis na pizzerinki z ciasta francuskiego. Ciasto francuskie jest idealne do przygotowania przekąsek zarówno wytrawnych jak i na słodko. Polecam każdemu pokombinować z nim, ponieważ jest to banalnie proste :)

Składniki:
ciasto francuskie
salami
ser żółty
pomidor
cebula
oliwki
ketchup
bazylia, oregano

Przygotowujemy składniki: salami kroimy w kosteczkę, ser ścieramy na tarce, kroimy oliwki, pomidory i cebulkę.


Ciasto francuskie rozkładamy na blacie, kroimy na 3 części wzdłuż dłuższego boku i 5-6 części wzdłuż krótszego. Kwadraciki ciasta smarujemy ketchupem, na środek nakładamy odrobinę startego sera, następnie cebulkę, pomidory, salami, oliwki i posypujemy serem. Boki kwadracików zawijamy do środka. Pizzerinki opruszamy bazylią i oregano.




Nasze pizzeriny wkładamy do rozgrzanego do 180 stopni piekarnika na ok. 15 minut (pieczemy do momentu aż ładnie się zrumienią).


Do pizzerinek można użyć wielu innych składników np. kukurydzę, paprykę, ogórka, szynkę... Możliwości jest bardzo dużo, każdy znajdzie coś dla siebie ;)


Smacznego :)